Szybki krokiem nadszedł najdłuższy majowy weekend. Wraz z
mężem i trójką dzieci-Anią, Hanią i Jasiem wybraliśmy się na wielokrotnie
przekładaną wizytę do dalekiego wuja Stefana ze strony mojej mamy i cioci Krysi
na wieś. Po ostatniej wizycie wuja u nas długo nie mogliśmy znaleźć czasu, aby tym razem pojechać do nich. Wieś
ta położona jest w malowniczej okolicy. Czas tam płynie wolniej. Można nabrać
sił do pracy i zaczerpnąć świeżego, wiejskiego powietrza i dlatego wszyscy nie
mogliśmy doczekać się przyjazdu na miejsce. Podróż płynęła nam bardzo wolno, ze
względu na oczywiste w tym okresie korki na drogach. Razem z mężem
przewidzieliśmy to i na nudę zabraliśmy przenośne, samochodowe gry planszowe
dla dzieci. Po dotarciu na miejsce nie było czasu na rozpakowywanie bagaży,
ponieważ już czekał na nas obiad, więc umyliśmy szybko ręce i usiedliśmy do
wspólnego posiłku. Nie powiem, ciocia Krystyna ma opinię najlepszej kucharki w
rodzinie. Gotowanie traktuje jako zabawę. Co prawda ciast nie piecze, za to
przystawki i dania główne wychodzą jej znakomicie i każdy się nimi zachwyca.
Zawsze ciekawie je komponuje z warzywami z własnego ogródka. Zaraz po obiedzie
wujek zabrał całą trójkę dzieci by oprowadzić ich po gospodarstwie i zapoznać
ze wszystkimi zwierzętami. Wujek Stefan godzinami mógłby opowiadać o swoim dobytku
i osiągnięciach na roli, o sprzęcie rolniczym i pracach polowych. I o dziwo
dzieci były tam bardzo zainteresowane, jedno przez drugie zadawało wujkowi
pytania, a on był taki dobry, że pozwalał im wszędzie wejść, wszystkiego
dotknąć. Porównywały sprzęt rolniczy, traktory do swoich zabawek. Największą
frajdę miały podczas przejażdżki wozem konnym ciągniętego przez dwa śliczne konie.
Wszystkie atrakcje trochę wyciszyły rozbrykane urwisy i na koniec ciocia z
wujkiem nauczyli ich znanej z mojego dzieciństwa zabawy „rolnika sam w dolinie”.
Na koniec dnia, wymęczeni ale zadowoleni usiedliśmy przy ognisku i piekliśmy
kiełbaski i jedliśmy smaczny swojski chlebek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz